W tym odcinku dowiemy się, co jest gorsze od kopa w jaja...
#1. Pryyyt
Naukowcy to często zabawni ludzie. O ich geniuszu świadczy to, że potrafią myśleć nieszablonowo. Właśnie przez takie myślenie skatalogowano zwierzęce pierdy, żeby prowadzić lepsze badania na ich temat. Wyobraźmy sobie teraz, że taka Adriana Lowe z Uniwersytetu Kent wchodzi do dżungli i zaczyna obserwację od nadstawienia ucha, żeby określić lokalizację szympansów. Najlepsze jest to, że właśnie tak robi, a w dodatku potrafi po pierdach określić, czym dany osobnik się żywił. Adriana mówi, że najgłośniejsze szympansie pierdy lecą po figach, a najgorsze są te po nasionach cynometry, bogatych w błonnik. I jak tu nie szanować ludzi nauki?
#2. Zespół Havelocka Ellisa
Zabawy pod prysznicem to na początku nic złego, ale z czasem mogą pojawić się problemy. Jeśli kobieta przyzwyczai się do orgazmów sprowokowanych prysznicem, to z czasem może zatracić zdolność szczytowania w innych warunkach. To prowadzi do zaburzeń w kontaktach seksualnych, ponieważ partner nie jest w stanie zaspokoić kobiety dotkniętej tym zespołem.
#3. Wśród delfinów
Autor zaczął swoją seksualną przygodę z delfinem w latach 70., kiedy sam miał dwadzieścia parę lat. Z Dolly poznał się w trakcie pracy - miał wykonać kilka zdjęć do książki innego autora - został wprowadzony do parku rozrywki, przedstawiony ekipie opiekującej się delfinami i... jakoś to poszło. Malcolm opisuje, że początkowo Dolly była agresywna, ale z czasem spotulniała i łasiła się do niego, co wydało mu się bardzo intymne i podniecające. Romans z delfinem trwał 9 miesięcy, a zakończył się zamknięciem parku i przeniesieniem Dolly do oceanarium. Naukowcy uważają, że publikacja książki jest zagrożeniem, ze względu na to, że może nakłaniać inne osoby do podobnych kontaktów seksualnych. Sam autor odpowiada "To nie był jakiś pies, który próbował mi bzyknąć nogę, to była 200-kilowa, dziko urodzona samica delfina. Była zajebista".
#4. Darwin
Kevin był niby profesjonalistą i znał wszystkie procedury i reguły. Normalnie w takiej sytuacji kierowca ma siedzieć w pojeździe, dopóki służby toru go nie "sprzątną" - dopiero wtedy może wyjść. Kevin był jednak "mądrzejszy" - wyskoczył ze swojego samochodu, w swoim czarnym kombinezonie i w czarnym kasku, w środku nocy, bo był to wyścig nocny, w chmurze pyłu, bo był to wyścig szutrowy, z pianą na pysku, bo o innych częściach ciała nie wiemy. Ciężko ocenić, co stało się z jego mózgiem po zderzeniu, jednak możemy domniemywać, że mózg zostawił w samochodzie. W jaki sposób chciał natłuc przeciwnikowi, który kontynuował wyścig i robił właśnie kolejne okrążenie? Tego też się nie dowiemy, ponieważ wspomniany kierowca go nie zauważył i biorąc kolejny zakręt, "trącił" go bokiem swojego samochodu. W wyniku trącenia Kevin zmarł na torze. Można by powiedzieć, że umarł robiąc to, co kochał. Obserwatorzy są jednak innego zdania - zginął, robiąc coś niebywale głupiego.
#5. Choroba marburska
Wirusa Marburg znamy od 1967 roku, a do dziś zdiagnozowano go w niecałym tysiącu przypadków u ludzi. W latach 1998-2000 w Demokratycznej Republice Konga doszło do wybuchu choroby, w którym zanotowano 154 przypadki zakażenia. Aż 128 z nich zakończyło się śmiercią. Podobna sytuacja miała miejsce na przełomie lat 2004 2005 w Angoli, gdzie spośród 252 zakażonych przeżyło jedynie 25 osób. Od tamtej zanotowano ledwie kilka przypadków choroby. Nie ma żadnej skutecznej metody leczenia choroby marburskiej, a sam jej przebieg jest wyjątkowo okrutny i bolesny. Nie istnieje też żadna skuteczna szczepionka.
#6. Głupia śmierć
Historycy nie są w pełni zgodni co do tej wersji wydarzeń, jednak jest wysoce prawdopodobne, że miały one miejsce. Podaje się nawet rodzaj wina, w jakim został utopiony, a była to małmazja.
#7. Kickboxer
Struś może daleko nie poleci, ale jak już do kogoś doskoczy, to może zasunąć mu takiego kopniaka z półobrotu, że delikwent wyskoczy z papci. Znamy przypadki nieszczęśników zabitych przez strusie, jednak są to przypadki rzadkie. Bronią strusia w walce są oczywiście jego niesamowicie silne nogi. Struś w obliczu zagrożenia dokonuje szybkiej oceny sytuacji, w ułamku sekundy potrafi oszacować ryzyko, nie chowa głowy w piasek, ładuje energię w nogi i... spierdaaaalaaaa czym prędzej i dalej. Kopnięcia są ostatecznością, dlatego te śmiertelne najczęściej zdarzają się w zagrodach - struś po prostu nie ma tam jak uciekać i przechodzi z automatu do high-kicka. Jeśli przeciwnik będzie stawiał opór, to struś może pociąć mu jeszcze mordę 10-centymetrowymi pazurami. Znamy przypadki, w których strusie obronną ręką wychodziły z walk z wielkimi drapieżnikami, nawet tak wielkimi jak lwy. Precyzyjnie wymierzony kopniak potrafi ogłuszyć tego wielkiego kota, a w skrajnych przypadkach nawet go zabić. Jeśli do tej pory myśleliśmy, że najgorsze jest kopnięcie w jaja, to od dziś wiemy już, że najgorsze jest kopnięcie w jaja przez strusia.
#8. Katastrofa
Do dziś nie wyjaśniono w 100% przyczyn tego wypadku, a wokół całej sprawy narosło wiele legend. Ze względu na brak oficjalnych informacji już w dniu zajścia po mieście zaczęły krążyć różnorakie plotki, a władze starały się z pomocą mediów sprytnie wymanewrować z ponoszenia winy za tę tragedię. W prasie podawano m.in. informacje o katastrofie kolejowej, która wydarzyła się tego samego dnia, jednocześnie odwracając uwagę od zajść w Szczecinie. Więcej na ten temat można przeczytać w artykule "Do dziś nie wiemy, co tak naprawdę wydarzyło się 9 października 1962 roku"
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą