mam coś dla Was
kursywa kończyła poprzednią część
- Posterunkowy Różyczka ma tutaj rację – włączył się drugi z policjantów – będziecie musieli wyjaśnić dokładnie, co tutaj ma miejsce. Zaczyna to wyglądać nieciekawie, a ja wciąż nie dostałem od panów dokumentów i robię się troszkę niecierpliwy z tego względu. – JF Buła wprowadził element stanowczości, mając nadzieję, że wylegitymowanie przebiegnie sprawnie i będzie można udać się na zasłużony odpoczynek. Dudusiowi coś zaświtało w głowie.
- Momencik, sięgnę teraz do wewnętrznej kieszeni płaszcza – do literata dotarła powaga sytuacji. Ta partia, rozegrana niewłaściwie, mogła skończyć się w sposób przewidziany w legendach dla szwarccharakterów. Czyli nienajlepszy. Miał jednak w zanadrzu coś, co mogło chwilowo pomóc, a przynajmniej ostudzić nieco zapędy bardziej krewkiego stróża prawa. – Szanowni panowie pozwolą, moja legitymacja prasowa. – Duduś wyciągnął dłoń z dokumentem w stronę mundurowych. Buła wziął plastik do ręki i przyjrzał się badawczym wzrokiem.
- Wygląda mi na prawdziwą. Napisane Duduś „Literat” ale nazwisko nieczytelne. Zdjęcie co prawda się zgadza, ale dane są niepełne. Pan ma na imię Duduś? To nie zdrobnienie?
- Nie, miałem dowcipnych rodziców. A jeśli chodzi o nazwisko, fakt, troszkę się zatarło, ale numer legitymacji jest czytelny, więc można łatwo zweryfikować jej autentyczność. Dobrze, panowie, to może spróbujemy jakoś polubownie rozwiązać nasz kłopot.
- Właśnie, polubownie. Myśmy nic złego nie zrobili – Antoś przytaknął przyjacielowi.
- Antosiu, proszę. Nie przeszkadzaj. Chyba muszę poddać się…
- Właśnie. Poddać się. Od początku o tym mówię – tym razem wtrącił się „Atek” wyczuwając, że powoli rybka zrywa mu się z haczyka. Ale jak każdy wytrawny wędkarz, którym Miecio naturalnie nie był, starał się jeszcze walczyć o swoją zdobycz. – panowie powinni się poddać i pojechać z nami na komisariat celem złożenia wyjaśnień.
-…i zdradzić sekret całej tej historii. Mógłby mi pan nie przerywać jak mówię? Duduś lekko się zirytował – Nie lubię tego.
- To prawda, nie przepada za tym – dorzucił Chomik.
- Posterunkowy Różyczka posiada niezdrową tendencję do wcinania się w pół słowa – ze zrozumieniem pokiwał głową JF Buła. - Mieciu, pozwól panom mówić. Zauważ, że z pozoru groźnej sytuacji, doszliśmy do chwili, w której może zrozumiemy zaistniały bałagan - Buła z kolei zwietrzył uniknięcie interwencji, po której musiałby odwalać papierkową robotę.
- Dobrze, ale może przysiedlibyśmy na jakiejś ławeczce? Siły mnie nieco opuszczają, ale chwilkę nam to zajmie. Panowie, mam nadzieję, nie spieszą się zbytnio?
- Mamy momencik – potwierdził JF, zapowiadało się inne niż zwykle zakończenie patrolu. Całą czwórką ruszyli w kierunku skwerku, tam gdzie Poznańska z Nowogrodzką się łączy, a wszechobecnych w nocy meneli oświetla blask pobliskiego Urzędu Dzielnicy Śródmieście Miasta Stołecznego Warszawy. Audytorium złożone z dwóch posterunkowych i pokaźnych rozmiarów bibliotekarza rozsiadło się wygodnie na ławce. Duduś stanął przed nimi i rozpoczął przemowę.
„Dawno temu, kiedy góry przybierały swoje imiona…”
- Gdzieś już to słyszałem – mruknął pod nosem Antoś Chomik.
I myśmy gdzieś to już słyszeli, więc pozwolimy Dudusiowi opowiedzieć całą historię i powrócimy do wydarzeń w punkcie, w którym przerwano naszym bohaterom proces twórczy.
„…by po chwili wiotczeć niczym bezkostna lalka”.
- O cię w mordę – skomentował Mieciu „Atek”. – i pan sam to wymyślasz? – Obaj policjanci byli pod wyraźnym wrażeniem usłyszanej opowieści, ale to Różyczka pierwszy zdobył się na komentarz.
- Och, byłoby samochwalstwem, gdybym tak twierdził. Od czego mam swego nieocenionego druha i przyjaciela? – Duduś wskazał dłonią Antka, który wyraźnie pokraśniał po tym komplemencie. Nie był przyzwyczajony do publicznych pochwał. – Ale panowie przerwali nam w bardzo ważnym momencie.
- Cóż, taka nasza praca. Z daleka nie brzmiało to najlepiej, sami przyznacie. – JF czuł potrzebę usprawiedliwienia podjętych działań prewencyjnych. – ale historia wydaje się niesamowita. Chciałbym ją usłyszeć w całości. Byłaby miła odmiana od opowieści o wiecznie zblazowanych prokuratorach i komisarzach.
- Co? – zdziwił się Duduś.
- Co? – podchwycił Antoś.
- Co? – zawtórował im Miecio.
- Nie, nic, tak mi coś przyszło do głowy. Nie wiem skąd. – odrobinę melancholijnie rzucił w powietrze Buła. – Dobra, chłopcy. Ja mam dla was propozycję, bo faktycznie nic złego nie zrobiliście. Późno już i na nas czas. Wy też już powinniście wracać, bo trzeźwi tak do końca nie jesteście. Wsiądźcie w taksówkę i do domu.
- W taksówkę, dobry żart – parsknął Chomik – pan władza raczył zakpić?
- nie stać was?
- pan wie, ile zarabiamy?
- Chyba więcej niż my?
- To wątpliwe. Ale słusznie, powinniśmy już udać się na spoczynek.
- Więc rozchodzimy się grzecznie w swoich kierunkach. Ale pod jednym warunkiem. – Ton głosu posterunkowego zrobił się stanowczy.
- Tak? – zapytał literat.
- Chcemy dostać autorską wersję tej historii.
- Z podpisami obu panów – dorzucił „Atek”.
- No to oczywiście jest w pełni akceptowalny i wykonalny warunek. Moje uszanowanie dla panów – ukłonił się Duduś z prawdziwą sympatią.
- I ja panom życzę wszystkiego dobrego. – Uśmiechnął się Chomik. Panowie podali sobie ręce i rozstali się w przyjaznych nastrojach.
- Wiesz Mieciu – rzucił JF
- Tak, Janku? – odparł Różyczka
- Może nie opowiadajmy o tym chłopakom na posterunku.
- Słusznie, nie zrozumieją.
- I śmiać się pewnie będą.