Dr Marzecki usiadł wygodnie w fotelu, podrapał się po swojej sztucznej, farbowanej brodzie, sięgnął po notatnik i czekał.
Niewygodnie, bo pacjent był... stresujący.
Sztucznej, bo mimo, że był psychiatrą, zarost się go nie imał.
Farbowanej, bo w sklepie mieli tylko czarne, a każdy szanujący się psychiatra musi mieć długą brodę. Siwą!
Stres lekarza związany z pacjentem, brał się z jego aparycji.
Pacjenta oczywiście. Nie samego Marzeckiego Artura, ponieważ od dziecka nosił się z twarzą, której sam się bał.
Marzecki, a nie pacjent. Rzecz jasna, pacjent też się bał ... a może obawiał? Trudno powiedzieć...
Ale! Może trochę o pacjencie.
Pacjentce, gwoli ścisłości.
170cm wzrostu, wychudzona, z niezbyt gęstymi włosami i twarzą jakby nie bardzo skażoną intelektem, ale i o oczach Bambiego.
Taa... właściwie to nikt nie wie czemu się nią tak stresował...
Może dlatego, że przy nim każdy wyglądał jak gwiazda?
Filmowa oczywiście.
A może nie... nieważne. Stresował się nią i już.
Ale do sedna!
Pacjentka przychodziła na wizyty w każdy poniedziałek.
Trochę głupio tak zaczynać tydzień od psychoterapii, ale nie mi oceniać.
...
Jakby tak spojrzeć logicznie, to to całkiem naturalnie jest!
Każdy kto chodzi do terapeuty, chodzi w środę lub czwartek. Ktoś musi te poniedziałki, wtorki i piątki zapełniać, prawda?
Ale ja nie o tym.
Przychodziła i całą długą godzinę mędziła o swoich problemach.
Jakby to kogoś interesowało?!
Doktora też nie bardzo, więc podczas tych jej monologów rozmyślał.
A to o tym jakie ma na sobie dzisiaj majtki -Pacjentka jakie ma majtki, nie doktor. To doskonale sam wiedział bez rozmyślania -
a to o tym co zje na obiad, albo czy lubi zwierzęta...
hmm... w sumie to cały czas skupiał się na niej, nie?
Pisarz ciska pióro i kartki w kąt i warczy:
"- W życiu tego nie doopowiem do końca!"
Odpala papierosa i znika w kłębie dymu
kurtyna
Niewygodnie, bo pacjent był... stresujący.
Sztucznej, bo mimo, że był psychiatrą, zarost się go nie imał.
Farbowanej, bo w sklepie mieli tylko czarne, a każdy szanujący się psychiatra musi mieć długą brodę. Siwą!
Stres lekarza związany z pacjentem, brał się z jego aparycji.
Pacjenta oczywiście. Nie samego Marzeckiego Artura, ponieważ od dziecka nosił się z twarzą, której sam się bał.
Marzecki, a nie pacjent. Rzecz jasna, pacjent też się bał ... a może obawiał? Trudno powiedzieć...
Ale! Może trochę o pacjencie.
Pacjentce, gwoli ścisłości.
170cm wzrostu, wychudzona, z niezbyt gęstymi włosami i twarzą jakby nie bardzo skażoną intelektem, ale i o oczach Bambiego.
Taa... właściwie to nikt nie wie czemu się nią tak stresował...
Może dlatego, że przy nim każdy wyglądał jak gwiazda?
Filmowa oczywiście.
A może nie... nieważne. Stresował się nią i już.
Ale do sedna!
Pacjentka przychodziła na wizyty w każdy poniedziałek.
Trochę głupio tak zaczynać tydzień od psychoterapii, ale nie mi oceniać.
...
Jakby tak spojrzeć logicznie, to to całkiem naturalnie jest!
Każdy kto chodzi do terapeuty, chodzi w środę lub czwartek. Ktoś musi te poniedziałki, wtorki i piątki zapełniać, prawda?
Ale ja nie o tym.
Przychodziła i całą długą godzinę mędziła o swoich problemach.
Jakby to kogoś interesowało?!
Doktora też nie bardzo, więc podczas tych jej monologów rozmyślał.
A to o tym jakie ma na sobie dzisiaj majtki -Pacjentka jakie ma majtki, nie doktor. To doskonale sam wiedział bez rozmyślania -
a to o tym co zje na obiad, albo czy lubi zwierzęta...
hmm... w sumie to cały czas skupiał się na niej, nie?
Pisarz ciska pióro i kartki w kąt i warczy:
"- W życiu tego nie doopowiem do końca!"
Odpala papierosa i znika w kłębie dymu
kurtyna
--
- Mnie, osobiście, starsze kobiety podobają się bardziej... - Nie przeczę, gra światła na pryszczach i zmarszczkach jest bogatsza.