Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Świat bez człowieka - czy roboty potrzebują nas jeszcze do szczęścia?

29 412  
84   82  
Wygląda na to, że sami sobie nieźle zaszkodziliśmy. Nowe technologie miały w założeniach pomóc nam w wykonywaniu najcięższych zadań. Dzisiaj okazuje się, że zastępują nas także tam, gdzie wcale tego nie planowaliśmy.

Spodziewamy się zastać roboty tam, gdzie praca do wykonania jest dla człowieka zbyt ciężka (np. w fabrykach lub kopalniach), zbyt niebezpieczna (np. przy rozbrajaniu min) czy w ogóle niewykonalna (np. w podróży na Marsa).

Wykorzystujemy to, że roboty mają większe możliwości. Nie męczą się, nie popełniają błędów - chyba że do pomyłki doprowadzi człowiek, który projektował urządzenie. Ale trudno przy tym oprzeć się wrażeniu, że w dążeniu do wszechobecnej automatyzacji posunęliśmy się odrobinę za daleko.

„Nie jestem robotem”



Robot samodzielnie rozwiązujący zadania Captcha - w tym to nakazujące potwierdzić, że nie jest się robotem - to znak czasów[1]. Współczesne maszyny projektuje się w taki sposób, by jak najbardziej przypominały, a de facto zastępowały ludzi. Nauczyliśmy maszyny mówić - i kłamać - po czym sami oddelegowaliśmy je, by robić sobie na złość.

Mało kto lubi telefony od telemarketerów - uporczywe namawianie do skorzystania z ofert, którymi nie jest się zainteresowanym. Trudno jednak winić dzwoniących. To ich praca. Jednak od nawet najbardziej nachalnego człowieka bardziej irytujące są automaty. Te zmyślne maszyny, które zawracają głowę dzwoniąc i oznajmiając „proszę oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta*”.

* Ciekawe swoją drogą, kiedy firmy zorientują się wreszcie, że dzwoniąc do człowieka i każąc mu czekać na niechcianą przecież rozmowę, automatycznie podnoszą mu poziom wkurwu do maksimum, dzięki czemu prędzej dałby sobie uciąć jaja, niż skorzystał z proponowanej oferty…

Niezależnie od tego, kto dzwoni do kogo, zetknięcie z maszyną nie jest niczym przyjemnym. Zwykle oznacza konieczność odsłuchania całej listy opcji, a następnie wybrania przypisanego numeru, by zaraz potem… móc odsłuchać kolejną listę opcji. Frustrujące i czasochłonne. Ale nie ma tego złego - zawsze można przecież wcisnąć „zero” i zaczekać na zgłoszenie się prawdziwego konsultanta, prawda?



Otóż nie do końca. Jedna z firm na zachodzie wykorzystuje już roboty, które poproszone o rozmowę z człowiekiem zaczynają bezczelnie kłamać[2]. Chichoczą, przebąkując coś o słabej jakości połączenia i widocznym nieporozumieniu. Przypierane do muru, brną w zaparte, marnując tylko więcej czasu.

Obiektywny jak robot

Ocena przyznawana przez człowieka zawsze jest subiektywna - dla jednych to podstawowa wada, dla innych główna zaleta. Fakt jest w każdym razie taki, że mimo najlepszych starań nie da się wyrazić całkowicie obiektywnego sądu. Wpływ na opinię - choćby nieuświadomiony - mają własne upodobania, doświadczenia, przekonania. W takiej sytuacji zastosowanie robotów ma sporo sensu.



Była premier Tajlandii wypowiedziała wojnę nędznym tajskim (lub tylko udającym tajskie) restauracjom rozsianym po całym świecie. W tym celu opracowano maszynę, którą nazwano całkiem sympatycznie - e-Delicious[3]. Zadaniem robota jest profesjonalna i w pełni rzetelna ocena posiłku oraz jego ewentualnego odstępstwa od ideału wyznaczonego przez rząd.

e-Delicious analizuje składniki chemiczne zawarte w pożywieniu, a następnie wystawia daniu sumaryczną notę. I choć zbudowanie maszyny pochłonęło setki tysięcy dolarów i nikt nie jest do końca pewny, w jaki sposób ma ona pomóc w walce z podrabianą tajską kuchnią, to jednak rząd twierdzi z dumą, że to „najlepsze i najtańsze podejście do oceniania jedzenia”. Pada klasyczne w tym kontekście pytanie - a czy nie mógłby tego wszystkiego robić człowiek?

Robot-artysta

Sztuka zawsze wydawała się ostatnią dziedziną, w jakiej człowieka mogłaby zastąpić maszyna. Nie wyobrażano sobie możliwości, aby zaszczepić urządzeniu kreatywność - umiejętność tworzenia „czegoś z niczego”, kierując się przy tym czysto estetycznymi wyznacznikami. I w tej kwestii postęp technologiczny przerósł najśmielsze oczekiwania.



Współczesne roboty nie tylko komponują muzykę, ale też piszą powieści - i są w tym tak dobre, że nie tylko zdobywają nagrody, ale też w żaden sposób nie da się rozpoznać, że autorem nie jest człowiek. W Rosji robot napisał „Prawdziwą miłość” - książkę, która stała się bestsellerem, ale sprawiedliwie należy dodać, że głównie za sprawą tego, że na każdym kroku podkreślano jej „sztuczne” autorstwo[4].

Inny eksperyment przeprowadzono w Japonii, gdzie powstała książka pt. „Dzień, w którym komputer napisał powieść”[5]. Wystarczyło, aby zaproponować maszynie wątki, podstawowe postacie i inną książkę na wzór stylu, by już wkrótce potem uzyskać zupełnie nowe dzieło. Napisaną przez robota powieść zgłoszono do konkursu i poddano ocenie profesjonalnego jury. Sędziowie nie dość, że nie zorientowali się w „podstępie”, to jeszcze uznali książkę za wystarczająco dobrą, by awansować do kolejnego etapu.

Jeśli chodzi o tworzenie muzyki, to tutaj rzecz wydaje się prostsza - wystarczą cztery podstawowe akordy, prosty tekst o miłości z częstochowskimi rymami i mocno zaakcentowany rytm, by walczyć o najwyższe miejsca na listach przebojów. Zresztą duża część „pisanych przez ludzi” utworów i tak powstaje metodą kopiuj-wklej z banków tekstów, bitów i sampli.



W Georgii zbudowano robot, który uczy się muzyki słuchając i analizując już istniejące utwory, a następnie komponuje i odgrywa własne[6]. Jak twierdzą jego twórcy, z czasem staje się w tym też coraz lepszy. A co w tym wszystkim najciekawsze, jest w stanie improwizować na żywo - dostosowuje się do podkładu granego przez innych muzyków i wprowadza własne partie.

Robot za potrzebą

Wszystkie powyższe roboty powstały nie tyle z potrzeby, co chęci udowodnienia, że dzisiejsza technologia nie ma ograniczeń - a jeśli już, to przesunięte znacznie dalej niż jeszcze kilka miesięcy czy lat wcześniej. Ale maszyny projektuje się przecież także z innych względów.



Osobną kategorię stanowią roboty dla tych, którzy nie radzą sobie na własną rękę (co można rozumieć w różny sposób…). Na myśl przychodzą tu rozpalające niektórych do czerwoności seks-roboty. Perspektywa uprawiania miłości z urządzeniem jednym wydaje się szczególnie kusząca, innym wydaje się, cóż… jedynie dostępna. Faktem jest, że już niedługo odpowiedzialność za całą aktywną część zadania będzie można przerzucić na maszynę. Kto na tym skorzysta? Z pewnością nie ludzkość.



Religia raczej opiera się robotyzacji, ale pojawiły się już informacje, że w niektórych francuskich kościołach na tacę będzie można… zapłacić kartą[7]. To jednak nic w porównaniu do buddyjskich mnichów-robotów, które za odpowiednio mniejszą opłatą niż zainkasowałby mnich-człowiek poprowadzą ceremonię, na przykład pogrzeb[8]. Biorąc pod uwagę banały wygłaszane przez księży na pogrzebach, zastąpienie ich robotem może wcale nie byłoby takim złym pomysłem.



Że zastąpienie ludzi robotami nie jest złym pomysłem, uznali też właściciele koreańskiej drużyny baseballowej Hanwha Eagles. Jej zawodnicy radzą sobie tak beznadziejnie, że klub dawno już porzucił nadzieje na przyciągnięcie na trybuny prawdziwych fanów. Zamiast tego… wypełnił stadion automatami, które krzyczą, klaszczą, a nawet robią meksykańską falę, by dopingować swoich zawodników - zawsze wiernie, bez względu na ich boiskowe poczynania[9]. To tak jakby ktoś twierdził, że miłości kibiców nie można sobie kupić…

Robot do zadań specjalnych

Są też i takie zadania, w których udział robotów wydaje się prawdziwym wybawieniem - jak np. badanie per rectum, nie będące przyjemnością ani dla badającego, ani dla (większości) badanych. Co więcej, nie jest to umiejętność, z którą ktokolwiek się rodzi. To umiejętność, którą należy wyćwiczyć. I to raczej w praktyce niż czysto teoretycznie. Co znaczy, że ktoś się musi poświęcić…



Niekoniecznie. Przynajmniej - już niekoniecznie. Naukowcom udało się bowiem opracować „robotyczne tyłki”, na których przyszli lekarze mogą eksperymentować do woli[10]. Pozwala to naprawdę dogłębnie zbadać problem bez obawy o przedłużający się dyskomfort obiektu badań.



Czy to już koniec zastosowań dla robotów? Z anatomicznego punktu widzenia tak, ale technologicznie wiele jeszcze przed nami. Niektórzy wróżyli, że w przyszłości jedynym zadaniem człowieka pozostanie budowa robotów, które zajmą się całą resztą. Przepowiednia już w tym momencie okazała się jednak błędna. Już dzisiaj funkcjonują roboty budujące kolejne roboty[11]. I pytanie tylko kiedy roboty dojdą do zapewne słusznego wniosku, że człowiek to im właściwie już do niczego nie jest potrzebny…
9

Oglądany: 29412x | Komentarzy: 82 | Okejek: 84 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało