Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Nietypowe sposoby samoobrony

245 384  
740   37  
Ciemna ulica. Późna weekendowa noc. Wracasz pijany do domu, gdy z jednej z bram wyłazi grupa nabuzowanych dresów, którzy miast pozdrowić cię słowem czułym, w prosty sposób tłumaczą ci zależność pomiędzy twoją chęcią oddania im zawartości kieszeni a kondycją twego nieskalnego oblicza.
Spokojnie, dzięki kilku kreatywnym formom obrony, od dziś niestraszne ci będą takie sytuacje.

#1. Kamuflaż

Każdy instruktor sztuk walk zgodzi się z tym, że najlepszą formą obrony przed zbliżającym się z naprzeciwka zbirem jest ucieczka. Czasem jednak danie dyla może sprowokować napastnika do ruszenia za nami. Dlatego też lepszym rozwiązaniem jest błyskawiczny kamuflaż, który w ciągu dwóch sekund zamieni nas w gustowny automat z napojami gazowanymi. Póki co na rynku dostępne jest jedynie rozwiązanie dla pań lubiących długie kiece.

Chociaż z drugiej strony, demolowanie mienia publicznego ma w naszym kraju długą tradycję...

#2. Kastety

Broń ta kojarzy się bardziej ze środowiskiem ulicznych gitów niż obywateli ceniących sobie bezpieczeństwo. Nie zmienia to faktu, że kastet jest wyjątkowo skutecznym narzędziem do zrobienia napastnikowi bolesnego kuku. Poza tym to wyjątkowo wdzięczne cacko idealnie wkomponowuje się w przedmioty codziennego użytku.





#3. Pierścienie z niespodzianką

Wiadomo – najlepszym rozwiązaniem byłby pierścień podpierdzielony Gollumowi. Jednak i w realnym świecie ładny pierścionek może być skuteczną bronią. Ten na przykład tutaj zowie się „Zabójczym pierścionkiem zaręczynowym” i zaprojektowany został tak, aby w razie czego można go było wykorzystać w samoobronie. Jednokaratowy, zaostrzony diament potrafi rozciąć skórę głowy aż do czaszki. Ponadto gadżet ten świetnie sprawdza się do rysowania samochodu narzeczonego w razie podejrzeń co do wierności...

Inna niespodziankę kryje w sobie pierścionek poniżej. Jest on wypełniony gazem pieprzowym. Producent zapewnia, że potraktowany nim przeciwnik zostanie skutecznie unieszkodliwiony - pieczenie jest kilkaset razy silniejsze niż to towarzyszące wciśnięciu pasty z jalapeno pod powieki.

#4. Kobieca broń intymna

Klasyczne paralizatory nie są zbyt gustowne, brzydko prezentują się w damskiej torebce i zajmują za dużo miejsca. Źle skończyłoby się używanie tych oto, zapakowanych w różowy pojemniczek, tamponów zgodnie z zastosowaniem każdego innego tamponu... W rzeczywistości jest to paralizator, który potrafi poczęstować dawką 50 000 volt każdego przeciwnika, który zbliży się od swej ofiary na odległość 4 metrów.


Równie „kobiecą” bronią może być szminka z ostrzem...


#5. „Kopiący” sweterek

Wyładowanie elektrostatyczne na wełnianym sweterku lekko nas uszczypnie, ale na pewno nie zniechęci do kolejnej próby chwycenia za sweterek. A co by było, gdyby sweterek trzasnął nas taką dawką prądu, że do końca życia reagowalibyśmy histerycznie na sam widok takiej garderoby (oraz puchatych kotów wygrzewających się przy kaloryferach)? Ta oto bluza pogłaszcze każdego nazbyt spoufalającego się intruza dawką 80 000 voltów, zapewniając mu iście wstrząsające wrażenia i długie wychodzenie z ciężkiego szoku.


#6. Cane-fu

A może warto by opanować jakąś formę walki wręcz? Tylko co jeśli wiek już nam nie pozwala na machanie nogą niczym Van Damme?
Spośród setek wymagających niemałej sprawności fizycznej technik samoobrony trudno wybrać sztukę walki idealną dla seniorów. Ale z drugiej strony... czy zdarzyło się komuś z was oberwać kiedyś sękatą laską od staruszki w nastroju bojowym, która postanowiła w sposób perswazyjny narzucić nam konieczność ustąpienia jej miejsca w autobusie? Cane-fu to nic innego jak technika samoobrony z wykorzystaniem laski.

W USA powstało już sporo szkół dla seniorów. Mistrzowie azjatyckich sportów walki przemycili do cane-fu najlepsze chwyty i techniki walki z użyciem broni, czyniąc z niewinnie wyglądającej laski sędziwego seniora oręż równie niebezpieczny co nunczaku. A tak wspomniane szkoły reklamują swe usługi:


#7. Zui Quan

Dawno, dawno temu... w czasach, gdy szczytem szpanu był odtwarzacz VHS, w ręce niejednego z nas wpadł film „Pijany mistrz” z Jackie'em Chanem. To, co zwracało szczególna uwagę, to nietypowa technika, którą posługiwał się nasz ulubiony, azjatycki zabijaka. Półprzytomny z alkoholowego upojenia bohater słaniał się na ekranie niczym menel, rozbijając swoim przeciwnikom głowy za pomocą ciosów przypominających niezgrabne, pijackie kung-fu spod budy z tanim wińskiem.

https://www.youtube.com/watch?v=5EQ0TBYEa6A

Styl ten zowie się Zui Quan i faktycznie przypomina on niestabilny balet pijanego kloszarda. Łatwo jest więc dać się nabrać - w rzeczywistości ta sztuka walki wymaga niesamowitej zręczności, wyjątkowo sprawnych stawów oraz umiejętności zachowania równowagi i koordynacji ciała.Wygląda to dość zabawnie, co często sprawia, że zataczający się przeciwnik jest bagatelizowany.

Mistrzowie Zui Quan często są portretowani jako wiecznie zanietrzeźwieni opoje, co również nie jest bliskie prawdzie - osoba pijana, usiłująca wykonać te akrobatyczne układy, najprawdopodobniej sama by zaserwowała sobie bolesny nokaut, co nie oznacza, że nie trzeba próbować. Może agresor da się na to nabrać?
1

Oglądany: 245384x | Komentarzy: 37 | Okejek: 740 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

28.03

27.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało