Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Spektakularne skoki na grubą kasę

68 218  
403   12  
To szokujące zdarzenie to już  historia: zagraniczny klient oferuję znaczną sumkę za zabytkowy napis „Arbeit macht frei” wiszący nad bramą byłego obozu zagłady. Na miejsce przybywają „fachowcy od roboty”.

Najpierw ze zdziwieniem stwierdzają, że do zdemontowania łupu potrzebne są narzędzia. Odwiedzają więc pobliski sklep i zaopatrują się w podstawowy, potrzebny im, ekwipunek. Brak drabiny też nie jest problemem - złodzieje niezgrabnie wspinają się na siatkę i „na chama” zdejmują napis. Brak ostrożności przestępców odczuwa na własnej skórze literka „i”, która zostaje brutalnie urwana. Pomimo absurdalności całej sytuacji, złodziejom udaje się zbiec z cennym łupem. Są jednak na świecie złodzieje, którzy do swojej pracy podchodzą z większą pokorą.

#1. Jak to się robi „po francusku”

Francuz Albert Spaggiari był przestępcą wyjątkowo pomysłowym, wytrwałym i... bezczelnym.

Misja z pozoru niemożliwa do wykonania – obrobić bank Societe Generale. W pobliżu banku ciągnęła się sieć kanałów, których jedynymi żywymi mieszkańcami były karaluchy i szczury. Spaggiari spędził w takim towarzystwie bite dwa miesiące, podczas których zaciekle drążył tunel w stronę swego upragnionego celu. Niczym bohater filmu „Ocean's Eleven” zgromadził brygadę najdoskonalszych z przestępczych profesjonalistów, w tym i znakomitego strzelca – Gaby Anglade'a, który zamieszany był w próbę zamachu na życie Charlesa De Gaulle w 1962 roku. Zanim jednak panowie dostali się do wnętrza banku, Spaggiari założył tam własną skrzynkę depozytową, w której umieścił zegarek z wyjątkowo głośnym budzikiem. Wszystko to po to, aby upewnić się, czy w budynku nie ma zainstalowanych wykrywaczy dźwięków.
Złodzieje dostali się do skarbca i ogołocili przeszło czterysta skrzynek depozytowych, których zawartość szacuje się na nieco ponad 10 milionów franków. Po skończonej robocie, dla członków swej ekipy, Spaggiari przygotował ekscentryczną niespodziankę. Zanim złodzieje opuścili bank, zorganizowany został w jego wnętrzu piknik. Panowie zajadali się wyszukanym pâté, popijając strawę wykwintnym winem.
Następnego dnia na pracowników banku czekały wyczyszczone skrytki oraz znalezione w nich erotyczne, prywatne zdjęcia znanych osobistości, które Spaggiari umieścił na jednej ze ścian.
Między zdjęciami zawisła też kartka z wielce pacyfistycznym przekazem: „Bez nienawiści, bez przemocy, bez broni”.

Niestety cały misterny plan został zniszczony przez kobietę*. Była dziewczyna Spaggiariego pomogła policji i wkrótce przestępca trafił do sądowej sali. I tym razem mistrz złodziejskiego fachu udowodnił swój kunszt i przygotował awaryjny plan ewakuacji. Najpierw podsunął sędziemu sfałszowany dokument, który miał rzekomo nadać sprawie nowy bieg. Korzystając z wywołanego przez siebie zamieszania, Spaggiari opuścił pomieszczenie w najbardziej popisowy sposób jaki można sobie wyobrazić – oknem. Oskarżony wylądował na dachu zaparkowanego pod gmachem sądu samochodu, a następnie wskoczył na przygotowany wcześniej motocykl i odjechał w siną dal.


Od tego czasu ślad po Spaggiarim zaginął. No, może nie licząc telewizyjnego wywiadu, udzielonego przez przestępcę. No i nie zapominajmy o czeku na 5 tysięcy franków, które wkrótce otrzymał właściciel feralnie zaparkowanego samochodu, na którego dachu dość miękko wylądował sądowy uciekinier.

#2. Latający Bandyta

Kanadyjczyk Ken Leishman, zanim zapisał się w historii jako Latający Bandyta, miał już na swoim koncie dwa bankowe napady. Jedną z największych pasji Kena było spędzanie czasu w pobliżu lotniska w Winnipeg i obserwowanie lądujących oraz podnoszących się do lotu maszyn. Jego uwadze nie umknęły też samoloty linii Air Canada, transportujące złoto. Złoto, na które miał ochotę Leishman.
Plan swój zaczął od rekrutacji czterech pomocników. Następnie przygotował dla nich stroje z logotypem Air Canada. Ostatnim elementem, którego Leishman potrzebował, były listy przewozowe tychże linii lotniczych. W ich posiadanie wszedł w niezbyt wyszukany sposób – po prostu podszedł do biurka i je „rąbnął”.


1 marca 1966 roku dwóch pomocników Leishmana ukradło ciężarówkę i wyjechało na spotkanie załogi samolotu TransAir, transportującej cenny kruszec. Złodzieje wytłumaczyli, że nastąpiła gwałtowna zmiana planów i samolot linii Air Canada, który powinien odebrać ładunek, ma odlecieć w przeciągu najbliższej godziny.


Na dowód swoich słów, przestępcy pokazali sfałszowane listy przewozowe. Plan poskutkował i już wkrótce złoto znalazło się w... zamrażarce wtajemniczonego w całą akcję Harry'ego Backlina – adwokata Leishmana. Niestety, wkrótce policja dotarła do sprawcy rabunku, który w trybie natychmiastowym wylądował za kratkami.

Z więzienia Leishman uciekł dwukrotnie. Do historii przeszła jego druga ucieczka, dzięki której ochrzczony został on mianem Latającego Bandyty. Po udanym sforsowaniu murów więzienia, Ken ukradł samolot i przekroczył granicę amerykańską. Jednak i tam czekała na niego sprawiedliwość. Leishman wrócił więc w kanadyjskich kajdanach do kanadyjskiego więzienia, gdzie spędził kolejnych pięć, długich, kanadyjskich lat.


Po opuszczeniu więzienia w 1975 roku, resocjalizowany rabuś przeniósł się do miasta Red Lake, gdzie dostał pracę managera linii lotniczych Tomahawk. Otworzył też sklepik z pamiątkami dla turystów. Miejscowa społeczność polubiła Leishmana. To dzięki ich sympatii dostał posadę prezydenta tamtejszej Izby Gospodarczej. Na tym nie skończyła się jego kariera. Niedługo potem mianowano go burmistrzem miasta Red Lake.
Niestety, los spłatał mu mocno ironicznego figla: Ken Leishman zmarł w 1979 roku w wypadku samolotowym.

#3. Napad na muzeum

Na koniec, aby dobić jeszcze głupich złodziei obozowego napisu, zdecydowaliśmy się przytoczyć rabunek wykonany w podobnie nieprzemyślany, niedelikatny i prymitywny sposób. A więc chrzanić pokorę, czas na prawdziwe barbarzyństwo!

W marcową noc 1990 roku dwóch policjantów zapukało do drzwi Gardner Museum. Podając się za bostońskich stróżów prawa, poprosili o wpuszczenie ich do środka. Pomimo blaszanych odznak i sfałszowanych legitymacji nietrudno było poznać, że nie są to prawdziwi mundurowi – ich stroje znacznie różniły się od oficjalnych ubrań noszonych przez jakąkolwiek amerykańską policję.
Podejrzani jegomoście mieli niesamowite szczęście – pracownik muzeum, wbrew zasadom panującym w muzeum, otworzył im drzwi.


Przestępcy, nie bacząc na szacunek dla artystycznego dziedzictwa ludzkości, brutalnie usuwali malarskie dzieła z krępujących je drewnianych ram i szklanych zabezpieczeń. W ten sposób „zgwałcono” dwanaście obrazów takich malarzy jak Rembrandt, Manet, Degas czy Vermeer. Łączna wartość zrabowanych dzieł wynosi 300 milionów dolarów.
* * * * * *
 
Podobnie jak w przypadku rabunku napisu znad obozowej bramy, także i tu odbiorcami skradzionych obrazów byli prawdopodobnie kolekcjonerzy, którzy umieścili dzieła sztuki w swych prywatnych galeriach.
Jednak różnica pomiędzy złodziejami z Polski, a dwójką amerykańskich przestępców jest taka, że ci ostatni, pomimo wyznaczonej nagrody (5 milionów dolarów), nigdy nie zostali złapani.


* te to wszystko potrafią zniszczyć :-)

Oglądany: 68218x | Komentarzy: 12 | Okejek: 403 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało